Zadośćuczynienia za śmierć są wyraźnie wyższe. Sąd Najwyższy mówi, że należy je wyliczać indywidualnie i brać pod uwagę, iż będą wpływać na ceny polis

To, że bliscy ofiar tragedii smoleńskiej dostali po 250 tys. zł zadośćuczynienia, nie oznacza, że inni muszą otrzymać tyle samo – powiedział Sąd Najwyższy (sygnatura akt: IV CSK 416/11).

Prawnicy zajmujący się takimi sprawami nie mają wątpliwości, że wypłacone po tej katastrofie kwoty wpływają na zwiększenie zasądzanych kwot.

Mąż Doroty K. zginął na krajówce pod Świeciem, gdyż 67-letni kierowca tira, wyprzedzając, przeciął ciągłą linię za wzniesieniem i wjechał na przeciwny pas. Pozostawił 24-letnią żonę i córki: półtoraroczną i czteroletnią. Kierowca tira później zmarł (bez związku z wypadkiem), a PZU wypłacił dobrowolnie z polisy OC po 70 tys. zł dla żony i córek (dzieci dostały jeszcze renty po 250 zł, które sąd zwiększył do 500 zł). Główny spór toczył się o zadośćuczynienie.

Sąd Okręgowy w Bydgoszczy zasądził im po 100 tys. zł, ale gdański Sąd Apelacyjny zmniejszył je do 30 tys. zł, a żonie w ogóle odmówił zadośćuczynienia. W uzasadnieniu powiedział, że jest młoda, samodzielna, zaradna i wykształcona (technik dentystyczny, choć nie pracuje) i powinna dać sobie radę.

Pełnomocnik PZU twierdził przed SN, że i ta kwota jest ponad miarę, gdyż zmarły mąż zarabiał jedynie 1,8 tys. zł. Pełnomocniczka powódek mec. Katarzyna Gęsikowska-Pałuka wskazywała z kolei, że zmarły miał zaledwie 26 lat, jeszcze studiował, ale był dobrze zapowiadającym się handlowcem, kariera była przed nim. Jego śmieć zburzyła życie tej rodziny.

Sąd Najwyższy uwzględnił tę argumentację. Nie zwiększył renty, bo przyjął, że ojciec więcej nie zdołał na nie wykładać. Zwiększył natomiast znacznie zadośćuczynienie.

– Określając zadośćuczynienie, nie trzeba wykazywać szkody (majątkowej), tu bierze się pod uwagę krzywdę (moralną), którą trzeba ocenić indywidualnie, gdyż każdy jest w innej sytuacji – powiedziała sędzia Irena Gromska-Szuster. – Być może żona mogła łatwiej otrząsnąć się z tragedii, ale musiała ją tłumaczyć dzieciom, a z dnia na dzień spadły na nią obowiązki całej rodziny. W tej sytuacji Sąd Apelacyjny rażąco zaniżył zadośćuczynienie.

Razem z tym, co PZU wypłaciło wcześniej, jest to po 230 tys. zł na osobę. Prawie tyle, ile otrzymali bliscy ofiar smoleńskiej katastrofy. – Każda kwota może być niewystarczająca, nie możemy ich podnosić i podnosić, gdyż przełoży się na ceny polis – dodała sędzia.

– Już widać tendencję zwiększania zadośćuczynień orzekanych przez sądy – wskazuje Bartłomiej Krupa, prezes Polskiej Izby Doradców i Pośredników Odszkodowawczych. – Podczas gdy kwoty wskazywane przez zakłady ubezpieczeń zaczynają się już od kilku tysięcy złotych, w sądach można wywalczyć o wiele więcej.

– Rozpiętości wypłat są duże: od 10 tys. zł do znacznie ponad 100 tys. zł – mówi Piotr Kubik z TUiR Warta. – Wysokość zależna jest przede wszystkim od stopnia pokrewieństwa i więzi między zgłaszającym roszczenie a zmarłym. Zdarzają się bowiem też sytuacje, że osoby nominalnie bliskie, np. małżonkowie pozostający w rzeczywistości w separacji, a nawet po rozwodzie, występują o zadośćuczynienie.

Aleksander Daszewski, prawnik z Biura Rzecznika Ubezpieczonych

Najbliżsi członkowie rodzin osób, które zginęły w wypadkach, domagają się nawet 250 tys., powołując się na kazus smoleński. Sądy biorą ten argument pod uwagę, kierując się konstytucyjną zasadą równości wobec prawa. Przykładem może być orzeczenie sądu rzeszowskiego, który pozostałej przy życiu żonie po tragicznej śmierci męża przyznał zadośćuczynienie właśnie w tej kwocie. Podobnych spraw jest więcej, bo na polskich drogach ginie co roku od 4 tys. do 5 tys. osób. Początkowo, w 2009 czy 2010 r., zadośćuczynienia kształtowały się między 30 tys. a 50 tys. zł, ale tendencja rosnąca jest wyraźna. Kreują ją kancelarie odszkodowawcze, adwokaci i radcowie, i wreszcie sądy.

rp.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *