Żąda ponad miliona złotych za stan wojenny. Rozstrzygnie to Sąd Najwyższy

Sprawa dotyczy Jana L., działacza „Solidarności”, który w latach 80. z wyboru załogi został dyrektorem Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Remontowego Energetyki w Lublińcu (woj. śląskie). Gdy ogłoszono stan wojenny, mężczyzna został internowany, potem zmuszony do emigracji.
W lublinieckim przedsiębiorstwie 90 proc. z 1350 pracowników należało w 1981 r. do „Solidarności”. Po ogłoszeniu stanu wojennego wybuchł strajk zakończony po otoczeniu zakładu przez ZOMO i wojsko.

W nocy z 16 na 17 grudnia 1981 r. pod dom dyrektora J. przyjechali esbecy. Wśród nich uczeń żony Jana L. (była nauczycielką w szkole średniej w Lublińcu), który okazał się konfidentem. – Dali mi pięć minut na ubranie się. Zrobili rewizję, demolując mieszkanie. Potem skuli mnie i wywieźli, nie mówiąc domownikom dokąd – relacjonował po latach Jan L. Trafił do więzienia w Zabrzu. Kilka dni później na łamach „Trybuny Ludu” rzecznik ówczesnego resortu Górnictwa i Energetyki poinformował, że minister zdecydował o zwolnieniu dyrektora z Lublińca „za uchylanie się od wykonywania zadań wynikających z dekretu o stanie wojennym”.

Jan L. przesiedział w więzieniu jako internowany do kwietnia 1982 r. Za kratami miał zawał serca, zachorował na nerki. Po wyjściu pracy nie znalazł, dostał propozycję emigracji. Wyjechał z rodziną do Niemiec, w Lublińcu zostawił dom. Opuszczony, zaczął popadać w ruinę. – Zostawiłem cały majątek. Domem nie miał się kto zająć, a nie mogłem go sprzedać – mówił.

W 2009 r. skorzystał ze znowelizowanej dwa lata wcześniej ustawy o represjonowanych. We wniosku do sądu zażądał 25 tys. zł odszkodowania za utracone zarobki oraz 1,2 mln zł rekompensaty za straty moralne, upadek na zdrowiu, koszty leczenia i konieczność urządzania od nowa życia rodzinie poza Polską. Jednak maksymalna kwota, jaką przewidziano w ustawie to 25 tys. zł, a podstawa roszczeń może być tylko jedna z trzech (choćby opozycjonistę spotkało wszystko razem): areszt, niesłuszne skazanie lub internowanie. L., któremu sąd przyznał 25 tys. zł, odwołał się do Sądu Apelacyjnego w Katowicach.

Tuż przed rozpatrzeniem apelacji, Trybunał Konstytucyjny uznał, że znowelizowana ustawa o represjonowanych pozbawiła opozycjonistów prawa do dochodzenia odszkodowania za krzywdy, bo ograniczając maksymalną kwotę roszczenia, ograniczono prawa majątkowe obywateli. Zdaniem Trybunału odszkodowanie za bezprawne pozbawienie wolności powinno mieć zawsze charakter zindywidualizowany – to rolą sądu, a nie ustawodawcy, jest określenie jego wysokości w zależności od szkody.

Na tej podstawie sąd apelacyjny nakazał, aby sąd w Częstochowie ponownie rozpatrzył ponadmilionowe roszczenie Jana L.

To była pierwsza sprawa, która trafiła do Częstochowy po orzeczeniu TK. Sąd podwyższył rekompensatę do 36 tys. zł. Jan L. nie pogodził się z takim stanowiskiem i żądaniem 1,2 mln zł zadośćuczynienia za straty moralne złożył kasację w Sądzie Najwyższym. SN na posiedzeniu 28 sierpnia uznał, że kasację należy rozpatrzyć w trybie procesowym – a w więc z udziałem stron. Termin nie został jeszcze wyznaczony.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sprawdź również
tagi