31 tysięcy odszkodowania za łańcuch od krowy

Oprócz odszkodowania Dariusz M. z Zabrza dostanie jeszcze 6,2 tys. zł wyrównania tytułem renty inwalidzkiej. Ma 39 lat i porusza się tylko o lasce, ale i tak może mówić o szczęściu, bo mógł zginąć. W czerwcu 2001 r. pracował dla firmy Emes Mining Service z Katowic. Kierowany przez niego zespół miał prawidłowo ustawić ważący 900 kg wentylator w kopalni Bielszowice. Sztygar kazał im go podciągnąć na łańcuchu, wypionować i ustawić na ociosie.

– Górnicy do wykonania zadania dostali zwykły łańcuch gospodarczy, jakim na pastwisku wiąże się krowy – relacjonuje Leszek Krupanek, katowicki prawnik reprezentujący górnika.

Kiedy wentylator zawisł, Dariusz M. wyciągał spod niego kawałki węgla. Wtedy łańcuch się zerwał, a urządzenie spadło na górnika. Miał połamane żebra, udo, przedramię, a także uszkodzone kolano i miednicę. Jest niezdolny do pracy. Pozwał swoją firmę do sądu i za utratę zdrowia domagał się 300 tys. zł odszkodowania. Po trwającym ponad trzy lata procesie sąd uznał, że firma dopuściła się szeregu zaniedbań, których efektem był wypadek. Ustalono, że górnicy używali do pracy nieatestowanych łańcuchów gospodarczych, bo innych nie było. Dodatkowo kierujący robotami sztygar nie dbał o przestrzeganie przez nich przepisów BHP. Sędziowie uznali jednak, że M. nie powinien wchodzić pod wentylator, i dlatego obniżyli wysokość przyznanego mu odszkodowania. Wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny. Dariusz M. jest z niego niezadowolony i jego prawnik zapowiada apelację. Odwoływać nie zamierza się Emes Mining Service. Przedstawiciel firmy powiedział nam, że przelała ona już górnikowi zasądzone odszkodowanie.

Zdaniem Wacława Czerkawskiego, przewodniczącego Związku Zawodowego Górników, naruszanie zasad bezpieczeństwa w firmach wykonujących zlecenia dla kopalń zdarza się często, bo do pracy w nich przyjmuje się ludzi niewykwalifikowanych albo emerytów. – Ten wyrok pokazuje, że poszkodowani w wypadkach górnicy z takich firm nie powinni się bać, lecz walczyć o swoje prawa – podkreśla Czerkawski.

Po katastrofie w kopalni Halemba Państwowa Inspekcja Pracy wykryła, że w firmie Mard (zatrudniała 15 z 23 poległych tam górników) przez wiele lat tuszowano wypadki przy pracy oraz nierzetelnie prowadzono szkolenia BHP. Dwaj najmłodsi i niedoświadczeni górnicy (21 i 23 lata), którzy zginęli w katastrofie, powinni przejść dziesięciodniowe szkolenie pod ziemią, ale nawet – jak wynikało z dokumentów – nie spotkali się z instruktorem. Po tej tragedii Wyższy Urząd Górniczy wziął pod lupę firmy zewnętrzne i przeprowadza w nich częste kontrole.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sprawdź również
tagi