Znów krytycznie o niektórych firmach odszkodowawczych

Niedzielny poranek 4 marca. Media informują o zderzeniu pociągów osobowych, do którego doszło w sobotnią noc pod Szczekocinami: zginęło 16 osób, 58 trafiło do szpitali. Podają numer telefonu, pod którym uzyskać można informacje o śmiertelnych ofiarach katastrofy, dowiedzieć się, do których szpitali przewieziono rannych. Na infolinię i do szpitali dzwonią dziesiątki osób. Także „doradcy” i „prawnicy”, którzy chcieliby dostać dane poszkodowanych lub ich bliskich, by – jak deklarują – zaoferować im pomoc. Pracownicy katowickiego Centrum Zarządzania Kryzysowego szybko orientują się, że to przedstawiciele firm specjalizujących się w dochodzeniu odszkodowań. Ostrzegają szpitale, by nie udostępniały im żadnych kontaktów. Ale sami nieświadomie w tych kontaktach pośredniczą.

Po katastrofie do CKZ zgłosiło się kilkudziesięciu psychologów, którzy chcieli udzielać ofiarom darmowej pomocy. Centrum dawało ich numery poszkodowanym. Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, wśród wolontariuszy była Teresa Gens – znana psycholog, ale także – o czym zapewne wiedziało niewielu – przedstawicielka firmy Adversum, specjalizującej się w dochodzeniu odszkodowań. Za pomoc w uzyskaniu świadczenia firma pobiera od poszkodowanych prowizję (swoim przedstawicielom także oferuje „atrakcyjne wynagrodzenie prowizyjne za pozyskaną i przekazaną sprawę”). Gens przyznała, że Adversum proponowała swoje usługi osobom poszkodowanym w katastrofie, którym ona udzielała pomocy.

Podobne historie zdarzają się przy każdej większej katastrofie. W 2010 r. przedstawiciele kancelarii odszkodowawczych ruszyli łapać klientów wśród powodzian, gdy ci brodzili w wodzie ratując swój dobytek. – Niektórzy podpisywali umowy na maskach samochodów doradców odszkodowawczych. Zdobywanie klientów w takich okolicznościach rujnuje wizerunek naszej branży – mówi walczący od lat o podniesienie standardów jej działania Krzysztof Kawałowski, właściciel firmy APU Pomoc.

Rozwijanie siatki

Kawałowski pracował niegdyś w TUiR Polisa, potem w Wintherturze. Był też likwidatorem szkód w jednej z firm brokerskich. To właśnie ludzie tacy jak on – byli pracownicy zakładów ubezpieczeń, brokerzy, likwidatorzy szkód – otwierali 12 lat temu pierwsze firmy zajmujące się odzyskiwaniem odszkodowań. Pierwsi dostrzegli, że wielu poszkodowanych potrzebuje fachowej pomocy w kontaktach z ubezpieczycielami. Czasami poszkodowani szukali jej u adwokatów albo radców prawnych, ale ci rzadko znali się na ubezpieczeniach. Poza tym, zgodnie z korporacyjnymi regułami, już za samą poradę musieli pobrać od klienta opłatę. Doradcy odszkodowawczy konsultacji udzielali za darmo. Dopiero gdy ubezpieczyciel wypłacił pieniądze, pobierali 10–15 proc. prowizji. Zajmowali się głównie odszkodowaniami za obrażenia ciała i śmierć uczestników wypadków drogowych (wypłacanymi z ubezpieczenia OC sprawców wypadków).

Po kilku latach, gdy okazało się, że na odzyskiwaniu odszkodowań można nieźle zarobić, w biznes zaangażowało się wiele osób, które o ubezpieczeniach nie miały wielkiego pojęcia. Tworzone przez nich firmy stawiały przede wszystkim na liczbę prowadzonych spraw odszkodowawczych. – Chodziło o to, by złapać klienta, przyjąć tzw. kwotę bezsporną – czyli to, co zaproponował ubezpieczyciel, rozliczyć się z klientem i do widzenia. Cała sztuka w tym, żeby nakłonić klienta do podpisania umowy, zanim się zorientuje, że te same czynności mógłby wykonać sam – twierdzi Kawałowski.

Warunkiem sukcesu było zbudowanie jak najszerszej sieci agentów. W 2005 r. powstały dwie największe dziś firmy odszkodowawcze: wrocławska Votum SA i Europejskie Centrum Odszkodowań z Legnicy. Votum w dużej części wykorzystała siatkę akwizytorów stworzoną przez jej właściciela – spółkę DSA Financial Group zajmującą się sprzedażą otwartych funduszy emerytalnych. EuCO zbudowało wielopoziomową strukturę na wzór Amwaya, sprzedającego po domach kosmetyki. Agent, który pozyska dla firmy wielu klientów, awansuje w hierarchii i dostaje wyższą prowizję od podpisanych umów. Dziś trzech na czterech agentów odszkodowawczych w Polsce pracuje dla EuCO (15 tys. z łącznej liczby około 20 tys. osób).

Walcząc o miejsce na rynku kancelarie zaczęły stosować coraz bardziej agresywne metody pozyskiwania klientów. W 2008 r. zespół specjalistów w sprawach ubezpieczeń pod kierunkiem prof. Jana Monkiewicza – byłego prezesa PZU SA, a potem szefa Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych, w raporcie poświęconym kancelariom alarmował, że „zbyt często uzyskują zgodę od poszkodowanych na ich reprezentowanie w nienaturalnych okolicznościach, np. w szpitalach, na cmentarzach, kiedy potencjalni klienci nie są w stanie podejmować racjonalnych, pragmatycznych decyzji, zaś rzekomo wyższe świadczenia wypłacane przez zakłady ubezpieczeń nie trafiają do poszkodowanych (…), lecz w formie prowizji za usługi do samych kancelarii odszkodowawczych”. I wzywał podmioty, „które swoją finansową pozycję zbudowały na ściganiu poszkodowanych w szpitalach, mając dostęp do bazy wypadków drogowych, współpracując z holownikami”, do zmiany systemu pozyskiwania klientów. Ale ani ten apel, ani późniejsze publikacje mediów, ujawniające kulisy działania kancelarii odszkodowawczych (głównie dwóch największych), w których doradcy nazywani byli łowcami odszkodowań albo łowcami nieszczęść, nie zmieniły znacząco ich praktyk.
Kontakty mile widziane

Kandydatów na agentów (przedstawicieli) odszkodowawczych kancelarie poszukują przede wszystkim w Internecie. Ich zadaniem ma być dotarcie do poszkodowanych osób i ich bliskich z ofertą kancelarii, podpisanie z nimi umowy i zgromadzenie dokumentacji niezbędnej do uzyskania odszkodowania.

Wiele firm nie ukrywa, kogo najchętniej widziałyby w gronie swoich współpracowników. Warszawska firma Duże Odszkodowania poszukuje przedstawicieli za pośrednictwem jednego z portali: „Mile widziani: pracownicy służby zdrowia, przedstawiciele medyczni, rehabilitanci, emerytowani policjanci, pracownicy i właściciele warsztatów samochodowych/pomocy drogowej, instruktorzy nauki jazdy, prawnicy”. Zachęca wysokimi prowizjami – od kilkuset do kilkunastu tysięcy złotych za umowę z poszkodowanym.

Z kolei gdańska Kancelaria Odszkodowawcza Solace od przedstawicieli ds. odszkodowań oczekuje „ukierunkowania na cel”. I dodaje: „mile widziane kontakty w środowisku »pierwszej pomocy«”. Zainteresowani mogą liczyć na wysoką prowizję i „płatną z góry część wynagrodzenia (zaliczki od 50 zł do 2500 zł)”.

Podobnych ogłoszeń w sieci można znaleźć wiele, choć udostępnianie kancelariom danych poszkodowanego i informacji o jego stanie zdrowia przez pracowników służby zdrowia czy funkcjonariuszy jest niezgodne z prawem. Głośna była sprawa byłego funkcjonariusza drogówki ze Stalowej Woli, który po odejściu z policji został agentem EuCO i namawiał swoich dawnych kolegów z pracy, by przekazywali mu dane osób poszkodowanych w wypadkach. Prokuratura przedstawiła zarzuty jemu, trojgu innym agentom EuCO i pięciu policjantom.

Z obawy przed podobnymi problemami doradcy odszkodowawczy nigdy nie przyznają się, że dostali informacje o wypadku z policji, od straży pożarnej czy ze szpitala. – Pojawiają się na miejscu wypadku i twierdzą, że właśnie tamtędy przejeżdżali – mówi Marcin Tarczyński, analityk i rzecznik Polskiej Izby Ubezpieczeń. – Albo dzwonią do rodziny: „Prowadzimy wywiady na tej ulicy, dzisiaj po stronie nieparzystej: czy ktoś z państwa rodziny lub znajomych nie miał ostatnio kolizji? Ach miał? Oferujemy pomoc” – opowiada Kawałowski. Do jego firmy zgłosiły się rodziny kilku ofiar głośnego w 2010 r. wypadku busa wiozącego do pracy kilkunastu zbieraczy jabłek. Część z nich o śmierci najbliższych dowiedziała się od pośredników odszkodowawczych, którzy dzwonili zaoferować swe usługi. Dali się nakłonić do podpisania umów, zgodnie z którymi kancelaria odszkodowawcza ma dostać 35 proc. prowizji z odszkodowania, które uzyskają za śmierć bliskich. Kawałowski zagroził kancelarii, że oskarży ją o wyzysk.

Dziś większość firm odszkodowawczych pobiera za swoje usługi prowizję w wysokości 20–30 proc. uzyskanego odszkodowania, ale prowizje rzędu 30–50 proc. także się zdarzają. – Kiedyś myślałem, że kancelarie biorą procent od różnicy między kwotą, którą zaproponował poszkodowanemu ubezpieczyciel, a tą, którą ostatecznie wypłacił. Jak zrozumiałem, że prowizja liczona jest od całej sumy, opadła mi szczęka. Jak można brać wynagrodzenie od kwoty, którą poszkodowany dostałby bez pomocy kancelarii? – nie może nadziwić się Grzegorz Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Bartłomiej Krupa, wiceprezes firmy Votum i prezes Polskiej Izby Doradców i Pośredników Odszkodowawczych, nie dopuszcza możliwości, by prowizja mogła być liczona tylko od „uzysku” doradców. Denerwuje go, gdy ktoś mówi, że kancelarie odszkodowawcze zabierają poszkodowanym kilkadziesiąt procent odszkodowania. Uważa, że to czarny PR wymierzony w jego branżę. – Godząc się na wynagrodzenie na zasadzie success fee, doradcy biorą na siebie ryzyko. Jeśli ofiara wypadku okaże się sprawcą – kancelaria nic nie zarobi – przekonuje. Tyle że takie sytuacje zdarzają się niezmiernie rzadko.
Kwoty smoleńskie

W ostatnich latach otworzyło się dla kancelarii odszkodowawczych wiele nowych pól działania. – Można powiedzieć, że parlament i rząd sprawiły nam sporo prezentów – uśmiecha się właściciel znanej kancelarii, specjalizującej się w odszkodowaniach dla powodzian.

Jedną z najważniejszych dla branży zmian było wprowadzenie w 2008 r. w Kodeksie cywilnym zadośćuczynienia za stratę członka najbliższej rodziny. Wcześniej bliscy osób, które np. poniosły śmierć w wypadkach samochodowych, mogli starać się tylko o odszkodowanie za pogorszenie się ich sytuacji materialnej i renty alimentacyjne. Nowa regulacja oznacza dla kancelarii nowe źródło dużych przychodów. W 2009 r. przychody firmy Votum w stosunku do 2008 r. wzrosły o niemal 40 proc. (do ponad 34 mln zł), przychody EuCO – o 31 proc. (do 16 mln zł).

Pierwsze zadośćuczynienia przyznawane rodzinom ofiar wypadków przez ubezpieczycieli i sądy były jednak stosunkowo niewysokie. Od ubiegłego roku kancelarie odszkodowawcze domagają się 250 tys. zł zadośćuczynienia dla każdego członka najbliższej rodziny zmarłego. Taką właśnie kwotę zadośćuczynienia Prokuratoria Generalna zaproponowała w ubiegłym roku każdemu z członków najbliższej rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. Tłumaczono, że bliscy ofiar zostali pozbawieni prawa do prywatnej żałoby, więc wysokie zadośćuczynienie im się należy. Ale potem takie same zadośćuczynienia wypłacono rodzinom ofiar katastrof wojskowych samolotów CASA i Bryza. A niedawno MON zaproponował po 100 tys. zł zadośćuczynienia i do 150 tys. zł odszkodowania 112 bliskim zawodowych żołnierzy, którzy zginęli w Iraku i Afganistanie.

Szymon Wnętrzak z Kancelarii Odszkodowawczej Meditor, która w tej ostatniej sprawie reprezentowała rodziny kilku poległych żołnierzy, nie ukrywa, że to nie koniec. – Wystąpiliśmy o zadośćuczynienie dla rodziny żołnierza, który zginął na misji w Kosowie w 2000 r. Mam nadzieję, że kwoty przyznawane rodzinom w tych przypadkach wpłyną także na wysokość świadczeń przyznawanych przez ubezpieczycieli i sądy w „zwykłych” sprawach.

Za zdrowie i za gaz

Ta sama nowelizacja, która wniosła do Kodeksu cywilnego zadośćuczynienie, wprowadziła także tzw. służebność przesyłu. Zgodnie z nowymi przepisami przedsiębiorstwa budujące gazociągi, wodociągi, linie wysokiego napięcia itp. mają prawo przeprowadzić je przez prywatne nieruchomości, ale ich właściciele mogą zażądać wynagrodzenia i odszkodowania za utratę wartości działek. Jeśli sieć położono dawno – można domagać się odszkodowania za bezumowne korzystanie z gruntu (do 10 lat wstecz).

Prowadzenia takich spraw podejmuje się coraz więcej doradców odszkodowawczych. Wielu z nich pilnie poszukuje agentów na terenach, przez które przebiegają nowe inwestycje. Rzecz jest nie do pogardzenia, bo według szacunkowych danych same tylko Polskie Sieci Energetyczne Operator, gdyby zgłosili się do nich wszyscy uprawnieni do roszczeń – musiałyby im wypłacić 17 mld zł (!).

Kancelarie dojrzały już kolejne potencjalne źródło wielkich zysków – odszkodowania dla właścicieli nieruchomości, na terenie i w sąsiedztwie których prowadzone będą odwierty związane z wydobyciem gazu łupkowego.

Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się to dziwne, kancelarie odszkodowawcze są zadowolone także z obowiązującej od początku br. ustawy o prawach pacjenta (POLITYKA 5). Zgodnie z nią pacjenci, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu, i rodziny pacjentów zmarłych w wyniku błędu lekarskiego lub niedbalstwa placówki nie muszą już walczyć o odszkodowania w sądach. Świadczenie może przyznać im powoływana przez wojewodę komisja – do 100 tys. zł za uszczerbek na zdrowiu i do 300 tys. za śmierć bliskiej osoby (kwota dla całej rodziny). Rozwiązanie to miało zniechęcić poszkodowanych do wdawania się w wieloletnie procesy i ograniczyć kwoty wypłacanych odszkodowań. Wydawało się, że kancelarie odszkodowawcze na takim rozwiązaniu stracą – poszkodowani nie będą mieli potrzeby korzystania z ich usług. Tymczasem może być odwrotnie. Sprawy dotyczące błędów medycznych są skomplikowane i do tej pory niewiele kancelarii odszkodowawczych podejmowało się ich prowadzenia – nie chciały ryzykować przegranej w sądzie. – Teraz, jeśli komisja zaproponuje jakąś kwotę poszkodowanemu, prawdopodobieństwo, że w sądzie dostanie on mniej, jest niewielkie – mówi Bartłomiej Krupa. Orzeczenia komisji mogą być więc sygnałem dla kancelarii, że mogą podjąć się sprawy, bo jakieś wynagrodzenie dostaną. Doradcy sugerują poszkodowanym, by zgłaszali się na komisje, ale nie przyjmowali proponowanych odszkodowań – bo może w sądzie uda się wywalczyć więcej. Przed niektórymi szpitalami i przychodniami pojawiły się już banery kancelarii zachęcających do skorzystania z konsultacji w tej sprawie.

Działalność kancelarii odszkodowawczych na tych obszarach się jednak nie kończy – proponują pomoc w uzyskaniu wielu innych odszkodowań: za poślizgnięcie się na oblodzonym chodniku, za wypadki w przedszkolach i szkołach, za szkody wyrządzone przez organy władzy publicznej, a nawet za zapchanie spamem skrzynki e-mail.
Odsiecz prawników

Jeszcze kilka lat temu wiele kancelarii odszkodowawczych – zwłaszcza tych nastawionych na zdobycie jak największej liczby klientów i zawieranie w ich imieniu jak najszybszych ugód z ubezpieczycielami (nawet jeśli było to niekorzystne dla poszkodowanych) – nie zatrudniało prawników i nie współpracowało z kancelariami adwokackimi czy radcowskimi. Według Krzysztofa Kawałowskiego czas takich doradców odszkodowawczych się kończy. – Kiedyś doradcom udawało się w negocjacjach z ubezpieczycielami uzyskać wyższe odszkodowania niż proponowane pierwotnie przez zakłady poszkodowanym. Klienci byli zadowoleni. Dziś ubezpieczyciele na wejściu proponują bardzo niskie odszkodowania. Praktycznie nie podnoszą ich w negocjacjach. Kto chce więcej – musi iść do sądu. A w sądzie poszkodowanego może reprezentować tylko adwokat lub radca prawny.

– Firma odszkodowawcza bez zaplecza prawnego nie utrzyma się na rynku – przekonuje Szymon Wnętrzak z Kancelarii Odszkodowawczej Meditor. Jego firma nigdy nie miała z tym problemu – była jedną z pierwszych kancelarii odszkodowawczych założonych przez prawników. Jej działalność zainicjował radca prawny Andrzej Ziemblicki, którego kancelaria świadczyła przed laty usługi prawne dla towarzystw ubezpieczeniowych, a później zaczęła prowadzić w imieniu poszkodowanych sprawy o odszkodowania. W 2002 r. prowadzenie spraw odszkodowawczych na etapie przedsądowym przeniesiono do spółki Meditor, a kancelaria reprezentuje poszkodowanych w sądzie.

Kancelarii odszkodowawczych tworzonych przez adwokatów i radców prawnych jest coraz więcej. Działa to też w drugą stronę: funkcjonujące na rynku firmy odszkodowawcze zostają udziałowcami kancelarii adwokackich i radcowskich.

Takie rozwiązanie pozwala radcom i adwokatom ominąć zakazy nałożone na nich przez korporacje (adwokaci nie mogą reklamować swoich usług i pozyskiwać klientów „w sposób sprzeczny z godnością zawodu”; radcy nie mają zakazu reklamy, ale nie wolno im aktywnie zachęcać do zawarcia umowy). Jest także sposobem na ominięcie przepisów, które nakładają na adwokatów i radców obowiązek pobierania od klientów opłaty wstępnej. Opłatę i wszystkie inne koszty związane z procesem pokrywają kancelarie odszkodowawcze. Jeśli poszkodowany nie zostanie zwolniony przez sąd z opłat – wykładają za niego także wpis sądowy (5 proc. wartości roszczenia). Adwokaci i radcy prawni nie mogliby klientów kredytować.
Totalna swoboda

Rozwojowi kancelarii odszkodowawczych od lat przyglądają się z ciekawością ubezpieczyciele. Na ich największy wysyp parę lat temu reagowali nerwowo. Niektórzy próbowali dowodzić, że doradcy nie mają prawa reprezentować poszkodowanych w procesie likwidacji szkód. Dziś przyznają, że skoro kancelarie istnieją – widać są poszkodowanym potrzebne. Uważają jednak, że ich działalność należałoby uregulować.

– Ubezpieczenia są działalnością ściśle regulowaną i nadzorowaną. Jedynymi podmiotami na rynku ubezpieczeniowym, które działają na zasadzie totalnej swobody i nie podlegają żadnej kontroli, są kancelarie odszkodowawcze. Pojawiające się wątpliwości dotyczące ich metod działania i etyki są najlepszym argumentem za tym, że to się powinno zmienić – mówi Grzegorz Prądzyński, prezes PIU. Podobnie uważa część firm odszkodowawczych.

Prace nad projektem regulacji prawnych dotyczących kancelarii odszkodowawczych i podporządkowania ich nadzorowi zaczęła w ubiegłym roku działająca przy resorcie finansów Rada Rozwoju Rynku Finansowego. Zakończyły się niczym. Ani Ministerstwo Sprawiedliwości, ani Komisja Nadzoru Finansowego, które były wskazywane jako potencjalni nadzorcy kancelarii, nie chciały bowiem wziąć na siebie tego obowiązku. Ministerstwo argumentuje, że kancelarie nie prowadzą działalności prawnej – nie są więc w sferze jego zainteresowania, a KNF, że nie ma potrzeby konstytuowania działalności doradców odszkodowawczych – wystarczy, by ubezpieczyciele poprawili proces likwidacji szkód.

Część kancelarii kilka lat temu podjęła próbę wprowadzenia zasad, którymi miałaby się kierować branża. Proponowały m.in. ograniczenie pobieranych przez kancelarie prowizji do 20 proc., wprowadzenie zakazu pozyskiwania danych poszkodowanych w sposób naruszający prawo oraz warunek niekaralności doradców odszkodowawczych. Ale nie było na to zgody większości kancelarii.

Z wielu postulatów dotyczących funkcjonowania branży na razie zrealizowany został jeden i to też tylko przez część kancelarii. Ubezpieczyły się one od odpowiedzialności cywilnej. Tylko kto pomoże odzyskać odszkodowanie poszkodowanym przez kancelarie odszkodowawcze?

polityka.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *