Takiej kwoty domaga się Paweł Guz, który niesłusznie siedział w areszcie półtora roku podejrzany o zabójstwo. Jest na wolności, bo prokuratura oczyściła go z zarzutów. Ta sama prokuratura domagała się dla Guza tymczasowego aresztu, na co skwapliwie przystał sąd.
Mężczyznę podejrzewano o zabójstwo Pawła Marzędy, 28-letniego właściciela warsztatu samochodowego z Lubartowa. Zginął od uderzeń młotkiem w głowę. Policjanci szybko wytypowali podejrzanych: Krzysztofa P., Roberta W. i Pawła Guza. To młodzi ludzie, koledzy Marzędy.
Co ich obciążało? Najważniejsze: obaj widzieli się z ofiarą w wieczór, gdy zginął. Zostali tymczasowo aresztowani. Paweł Guz przesiedział rok i pięć miesięcy. Wyszedł w grudniu 2008 r. Prokurator uznał, że jest niewinny. Rok później Sąd Okręgowy w Lublinie skazał na dożywocie Krzysztofa P., stwierdził przy tym, że działał sam. Najbardziej prawdopodobny motyw zabójstwa to taki, że chciał przejąć warsztat. Jednak proces, po apelacji obrońcy P., jest właśnie powtarzany.
Po wyjściu z aresztu Paweł Guz opowiadał „Gazecie”: – Śni mi się często, że siedzę w celi i chcę się skontaktować z prokuratorem. Chciałbym po raz kolejny powiedzieć mu, że jestem niewinny. Ale jestem bezsilny.
Adwokat mężczyzny właśnie złożył wniosek do sądu o pięć milionów złotych rekompensaty. Milion na odszkodowanie (za utracone zarobki w firmie budowlanej, którą Guz prowadził w Norwegii) i cztery na zadośćuczynienie za krzywdy w celi.
Jak mówi Paweł Guz w procesie ma go wspierać Helsińska Fundacja Praw Człowieka. – Żyję z traumą człowieka posądzonego o morderstwo. Od znajomych wiem, że wielu nie pogodziło się z tym, że jestem niewinny. Skąd taka kwota?
Chciałbym, żeby wyrok sądu odzwierciedlał stosunek sądu do wolności człowieka, aby moje aresztowanie było przestrogą dla prokuratorów i sędziów – podkreśla.