Przetarł kierowcom drogę sądową przeciwko firmom ubezpieczeniowym

PZU bezprawnie odmawia wypłaty ubezpieczenia kierowcom, których samochód w dniu wypadku nie miał ważnych badań technicznych. Tak uważa Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, a także opolski sąd, który w środę przyznał w takiej sprawie rację poszkodowanemu mężczyźnie.
Na początku marca 2011 r. pan Andrzej jechał z Opola w kierunku Krapkowic. Jeszcze przed Chorulą, na leśnym odcinku drogi, zobaczył wbiegające na szosę sarny. Próbował odbić w bok, to jednak nic nie dało, jedno ze zwierząt wylądowało na masce.

– Cały przód samochodu został zniszczony, zmiażdżone chłodnice. Samochód oddałem do naprawy autoryzowanemu serwisowi. Rachunek opiewał na ponad 13 tys. zł. Gdy odebrałem go po naprawie, napisałem deklarację, że gdy tylko zakład ubezpieczeniowy przeleje mi pieniądze, przekażę je warsztatowi – opowiada Andrzej Gierczak.

Dwa miesiące bez badania

Na początku wszystko wydawało się w porządku: z mężczyzną skontaktowała się przedstawicielka PZU. Poprosiła o numer konta warsztatu, a po kilku dniach okazało się, że ubezpieczyciel pieniędzy jednak nie wypłaci.

PZU powołało się na klauzulę w umowie ubezpieczenia, która mówi, że „ubezpieczyciel nie odpowiada za szkody, gdy w chwili zaistnienia szkody pojazd nie był zarejestrowany lub nie posiadał ważnego badania technicznego”.

– Byłem zupełnie załamany, bo wykupiłem pełny pakiet, a okazało się, że muszę płacić za naprawę. Pewnie nie byłoby całej sprawy, gdyby nie brak ważnego przeglądu technicznego. Kupiłem vw tourana w salonie w kwietniu 2010 r., więc byłem pewien, że przegląd muszę zrobić za rok. Okazało się, że auto było sprowadzone w styczniu i już wtedy miało badanie. Zupełnie nieświadomie dwa miesiące jeździłem bez ważnego badania – wspomina mężczyzna. I dodaje, że prawnik poradził mu, by skierował sprawę do sądu.

– Rozpocząłem walkę z dużą firmą ubezpieczeniową, która przypominała walkę z wiatrakami – mówi pan Andrzej.

– Wcześniej nie chciano zawrzeć ugody, w trakcie całego procesu odmawiano wypłaty odszkodowania – dodaje adwokat Grzegorz Prigan, pełnomocnik mężczyzny.

Popłynie fala pozwów

W pierwszej instancji sąd przyznał rację PZU, a po odwołaniu mężczyzny, Sąd Okręgowy wziął pod uwagę opinię Rzecznika Ubezpieczonych, który wyraźnie zaznaczył, że powinno dojść do wypłaty odszkodowania, bo nie ma żadnego związku przyczynowo-skutkowego między wypadkiem a zaniedbaniem wykonania badań technicznych.

Sąd przyznał w środę rację panu Andrzejowi i uznał, że jedyną przyczyną wypadku było zderzenie z dzikim zwierzęciem. Nakazał PZU zwrot kosztów naprawy pojazdu, wynajęcia pełnomocnika i pokrycie kosztów sądowych.

Pan Andrzej po wyjściu z sali sądowej nie krył radości. – Jestem szczęśliwy. Doradzam innym kierowcom, by nie poddawali się łatwo i walczyli o swoje. Ja ubezpieczyciela już zmieniłem – uśmiecha się. Na sali sądowej zabrakło przedstawiciela PZU.

Łatwo się spodziewać, że ten proces może zapoczątkować falę pozwów oszukanych kierowców. Zwłaszcza że klauzula w OWU (ogólne warunki ubezpieczeń), na której cały czas opierał się ubezpieczyciel, na podstawie wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie została wpisana do rejestru klauzul niedozwolonych. Prowadzi go Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta.

– Wzorzec umowy został wpisany we wrześniu 2011 r. Jeśli po tej dacie ktoś podpisał umowę ją zawierającą, w świetle prawa jest nieważna. Jeśli doszło do podpisania przed tą datą, sprawę trzeba skierować do sądu – radzi Stanisław Pakos, opolski rzecznik praw konsumenta.

gazeta.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sprawdź również
tagi