EUCO: „Ch.. was obchodzi klient. Idziemy sprzedać produkt”.

Pisałam na ich forach i ogłoszeniach na Facebooku, że to złodzieje, że nie wypłacają kasy. Wtedy łaskawie wysłali mi 4 tys., jakby na uciszenie – mówi nam klientka kancelarii odszkodowawczej.

Olga nie czuje bólu, gdy uderza w nią samochód. Czuje jedynie, że leci na chodnik. Ręką zdąży osłonić głowę przed upadkiem. Być może ten ruch ratuje jej życie.

Rencistka ze Szczecina spieszy się na autobus. Styczeń, centrum miasta, godzina 13.00. Ulica Wyzwolenia w remoncie, ruch spory, sygnalizacja nie działa. Kierowca nie zauważa 54-letniej kobiety.

– Byłam w szoku, wokół mnie kręcili się przechodnie, pytali, jak się nazywam. Nie mogłam wstać. Kierowca, taki młody chłopak, pomógł wsadzić mnie na nosze do karetki. W szpitalu usłyszy o złamanej kości piszczelowej prawej nogi, złamanym kolanie i ręce. Po wypadku dwa miesiące nie wstawała z łóżka, kolejne pięć spędziła na wózku inwalidzkim.

– Zawalił mi się świat. Córki wokół mnie biegały, bo jak roślinka leżałam. Noga po operacji, ręka w gipsie, nie mogłam wstać, cały czas w pampersie – wspomina Olga. Do dzisiaj porusza się o kulach, korzysta z rehabilitacji.

W trudnym momencie rękę wyciągnął do niej Sebastian, agent kancelarii EuCO (Europejskie Centrum Odszkodowań). To firma specjalizująca się w pozyskiwaniu odszkodowań dla ofiar wypadków.

– Czytałam, że to największa taka firma w Polsce, że licytowali serduszka na WOŚP. Znałam tego Sebastiana, pomagał już mojemu koledze. Cieszyłam się, że nie muszę nic załatwiać. Byłam w takim stanie psychicznym, że nawet nie zauważyłam, że oni wezmą ode mnie grubo ponad 30 proc. z odszkodowania.

Adwokaci EuCO wywalczyli dla Olgi blisko 25 tys. zł. Tyle tylko, że ta kwota przez kolejne miesiące nie trafiała na jej konto.

– Sebastian zapewniał: „Olu, spokojnie, ty jesteś w trakcie leczenia, będą pieniążki”. I ja głupia ufałam. Nie przypuszczałam, że już wtedy firma miała kłopoty.

Pół roku po wypadku zięć dzwoni do Olgi: – Mamo, w telewizji mówią o tej firmie, z którą podpisałaś umowę. Że nie wypłacają klientom pieniędzy.

– Ja się tak przestraszyłam, zadzwoniłam do tego Sebastiana. Tak mnie jakoś omotał, że owszem, jakieś kłopoty w firmie były, ale sprawa jest wyprostowana i mam się nie martwić. Ja już mu nie wierzyłam, dzwoniłam do EuCO. W końcu oddzwonili, że na pewno do końca miesiąca wypłacą pieniądze. Jak kolejny termin minął, to narobiłam rabanu w internecie. Pisałam na ich forach i ogłoszeniach na Facebooku, że to złodzieje, że nie wypłacają kasy. Wtedy łaskawie wysłali mi 4 tys., jakby na uciszenie. Sebastian do mnie wydzwaniał, że mu straszę innych klientów, zamykam drogę do pracy. Powiedziałam: „Sebastian, nie chcę cię znać. Ja już tobie i firmie podziękowałam”.

Reszty swoich pieniędzy Olga nie zobaczyła do dzisiaj. Razem z nią na odszkodowanie czeka 2 tys. klientów EuCO.

100 MILIONÓW DŁUGU

Pierwsze kancelarie odszkodowawcze powstawały po roku 2000. Ich szefowie odkryli niszę na rynku, bo wiele ofiar wypadków samochodowych nie wiedziało, że należą im się pieniądze od ubezpieczalni z OC sprawcy. A nawet jeśli wiedzieli, to nie stać ich było na prawników.

Kancelarie pozatrudniały armie przedstawicieli handlowych, którzy rozjechali się po kraju w poszukiwaniu klientów. W ten sposób obeszły przepisy zabraniające prawnikom reklamowania swoich usług. Adwokatów też oczywiście zatrudniają, ale zazwyczaj na umowach-zleceniach. Klient może w ogóle nie poznać prawnika, który prowadzi jego sprawę o odszkodowanie. Dla niego pierwszym i często jedynym kontaktem z firmą jest agent handlowy.

Firma EuCO z Legnicy oraz Votum z Wrocławia to dwie największe kancelarie w Polsce. Obie firmy zadebiutowały na giełdzie w 2010 r.

EuCO w krótkim czasie rozszerzyło działalność na Czechy, Słowację, Węgry i Rumunię, a także założyło wiele spółek córek. Jeszcze w 2021 r. chwaliło się swoimi rekordami: 3 mld zł z odszkodowań uzyskanych w pięciu krajach, 400 tys. zadowolonych klientów.

Klienci za usługi kancelarii nie musieli płacić z góry. Firma swoją dolę potrącała w postaci prowizji: 25, 30, czasami 40 proc. wywalczonego odszkodowania. Pieniądze trafiały najpierw na konto EuCO, skąd teoretycznie w ciągu 14 dni powinny być przelane do klienta. W praktyce ten okres często się wydłużał.

Rok temu pojawiły się pierwsze informacje o kłopotach finansowych spółki. W październiku zeszłego roku zarząd firmy złożył do sądu w Legnicy wniosek o restrukturyzację lub ogłoszenie upadłości.

Okazało się, że Grupa EuCO ma 100 mln zł długu. Zalega z pieniędzmi dla banków i inwestorów. A także swoich klientów, którym EuCO przelało tylko drobną część odszkodowania. Albo nie przelało ani złotówki. Rekordziści na swoje pieniądze czekają od lat. Zarząd obiecuje, że klienci odzyskają swoje odszkodowania. Kiedy? Nie wiadomo.

PIENIĘDZY NIE ZOBACZĘ

Jacek na załadunek zajechał koło północy. Operator wózka widłowego załadował na jego ciężarówkę już trzy palety płyt budowlanych, Jacek ściskał je pasami. Facet z wózka nie zauważył Jacka, kolejną paletą docisnął go do plandeki.

Kierowca ciężarówki miał połamane żebra, kolano, miednicę.

– Trzy miesiące rehabilitacji, rezonanse robiłem prywatnie. Wypłaty dostawałem tylko tyle, co z podstawy, czyli 2,5 tys. A ja miałem kredyty na dom wzięte. Bolało czy nie, poszedłem znowu jeździć. No i tak się pospieszyłem, że znów trafiłem na rehabilitację.

Agentka Dagmara z EuCO obiecywała mu złote góry, byle tylko podpisał umowę. Firma przez rok walczyła o jego odszkodowanie. W końcu Dagmara zadzwoniła do niego z radosnymi wieściami: dostanie 36 tys. zł! Musi tylko szybko podpisać ugodę z ubezpieczalnią. Jacek już w głowie liczył, jakie pieniądze pójdą na leczenie, a jakie na kredyt na dom.

Gdy dzwonił do EuCO, konsultantka mówiła: „Pana rachunek już jest w księgowości, lada dzień wypłacamy”. Te słowa usłyszał równo rok temu. Gdy zadzwonił ponownie, usłyszał: „Trwa restrukturyzacja, nie wiadomo, kiedy będzie wypłata”.

Agentka Dagmara nie mogła pomóc, bo już w EuCO nie pracowała.

– Już nie wierzę, że te pieniądze odzyskam. Jak dla mnie ta firma to jest jedna wielka piramida.

Wpłaty odszkodowania nie może doczekać się także Emanuel. Kilka lat temu jego ojciec wracał rowerem do rodzinnej wsi, kiedy młody kierowca na długiej prostej drodze pędził 90 na godzinę. Tata nie miał szans.

Siostry Emanuela powierzyły walkę o odszkodowanie małej kancelarii, która zdobyła dla nich po 30 tys. zł. Emanuel postanowił działać osobno. Na Facebooku trafił na reklamę EuCO.

– Firma 18 lat na rynku, 100 proc. skuteczności, najlepsze odszkodowania. EuCO bardzo zależało, żebym to z nimi umowę podpisał, a nie z tą kancelarią, co reprezentowała siostry. Wyszarpali dla mnie 17,5 tys. Akurat ślub brałem i nawet mówiłem Monice, tej agentce, że na wesele potrzebuję pieniędzy. A potem kontakt się urwał, nie szło się dodzwonić. Jak do tej agentki dzwoniłem, to mówiła, że też nie ma kontaktu z EuCO, że nie wie, co jest grane, dlaczego mi nie przelali. Bardzo mnie to zdziwiło, no bo jak to: pracownica nie ma kontaktu ze swoją firmą? Do dzisiaj nie dostałem ani złotówki.

Jest jeszcze Helena, emerytka z Pomorza. Kilka lat temu wracała od lekarza w Słupsku do rodzinnej wsi. Na dworcu przewróciła się na śliskiej płycie chodnikowej. Złamała rękę z przemieszczeniem.

– Musiałam się zadłużyć na 7 tys., żeby na rehabilitację jeździć. Do tego drogie maści, ortezy, chirurg, to, tamto. Koleżanka mówi do mnie: „Idź do sąsiadki, Basi, ona jest agentką EuCO”. Załatwili mi 16 tys. od PKP. Obiecywali, że za dwa-trzy dni będą pieniążki. A ja czekałam miesiąc, drugi, w końcu zachodzę do sąsiadki: „Pani Barbaro, coś jest nie tak. Ja nie jestem majętna, a leczenie kosztuje. Za odszkodowanie akurat bym długi spłaciła i może na wakacje pojechała. Nigdzie nie jeżdżę, bo trzeba się liczyć z każdym groszem”. Barbara obiecała, że lada dzień dostanę przelew. To było ponad rok temu. Żadnych pieniędzy do dzisiaj nie widziałam. Do Barbary nawet nie zachodzę, bo co ja jej powiem? Że mnie oszukała? – opowiada Helena.

Podobnych historii jest mnóstwo. EuCO do dzisiaj nie wypłaciło pieniędzy tysiącom klientów.

ŚWIETNE STRZAŁY

We wrześniu 2022 r. opublikowaliśmy materiał (w „Superwizjerze” i „Dużym Formacie”), w którym po raz pierwszy przyjrzeliśmy się kancelariom odszkodowawczym. Sprawdziliśmy, jak agenci niektórych firm zatrudniają byłych policjantów i przekupują pracowników medycznych, by zdobyć dane ofiar wypadków. W ramach dziennikarskiej prowokacji próbowaliśmy też zostać agentami EuCO.

– W tej firmie jest tak: albo się zarabia mało, bo się mało pracuje, albo się obrzydliwie dużo zarabia – opowiadał Krystian, doświadczony agent EuCO, na pierwszym szkoleniu.

Tłumaczył, że agenci mają podpisane wyłącznie umowy partnerskie, a zysk otrzymują z prowizji. – Im więcej umów przyniosę, tym więcej kasy.

Krystian pokazywał mi zdjęcia z firmowej wycieczki na Zanzibar. W jego audi A7 B turbo zjeździliśmy wsie i miasteczka pod Legnicą. Pukaliśmy do wójtów i sklepowych. Pytaliśmy o adresy ofiar wypadków. Krystian tłumaczył, jak budować relacje ze współpracownikami, którzy będą nas polecać.

– Firmy, które wykonują RTG, USG. Rehabilitanci, fizjoterapeuci, domy pogrzebowe, mechanicy, lakiernicy – to są świetne strzały. Podpisujecie umowę, a oni dostają procent od każdego klienta, który trafił do ciebie z ich polecenia. Tylko musisz się przypominać! A to bombonierka, a to wejściówka do kina. Nie, że od razu walizka pieniędzy, ale musisz utrzymywać relację. Ja do mojego laweciarza co jakiś czas zajadę z whiskaczem: „Słuchaj, ostatnio cisza była, to żeby cię rozruszać, coś przywiozłem”. Są tacy, że jak nie dasz, to nic nie dostaniesz.

EuCO ma wieloletnią tradycję w zdobywaniu informacji o swoich klientach. Nie zawsze w legalny sposób.

W 2008 r. dziennikarka „Uwagi!” TVN pokazała, jak agenci kancelarii korumpują pielęgniarki, sołtysów, listonoszy, proboszczów. Rok później dziennikarka „Gazety Wyborczej” w cyklu artykułów „Łowcy nieszczęść” opisała, jak brała udział w szkoleniach tej firmy odszkodowawczej. Potwierdziła ustalenia „Uwagi!”. Wykazała, że do korupcji namawiają instruktorzy na szkoleniach EuCO.

W 2010 r. prokuratura w Rzeszowie postawiła zarzuty sześciu policjantom i trzem agentom EuCO w sprawie o nielegalne przekazywanie danych ofiar wypadków. Jednym z nich był Marek P. Wyszkoleni przez niego agenci przynosili spółce połowę jej zysków. Prokurator Piotr Dynia twierdził, że proceder odbywał się na masową skalę. W 2013 r. zostali skazani przez sąd w Rzeszowie.

DO SPRAWY Z BUTA

Marek to jeden z najbardziej doświadczonych agentów EuCO. Przez 10 lat obsłużył setki klientów. Odszedł chwilę przed tym, gdy firma wpadła w finansowe kłopoty.

– Szkolenia odbywały się w czterogwiazdkowych hotelach. Instruktorzy tłumaczyli nam: „Chuj was obchodzi klient. Klient to jest tylko sztuka, za którą dostajemy kasę. Idziemy sprzedać produkt. Nie możemy wykazywać empatii, wczuwać się. Masz mieć 100 tys. zł za miesiąc i koniec”. Z kolegami tworzyliśmy grupę młodych wilków. Do „sprawy” wchodziliśmy z buta. A sprawy siedziały na krzesełkach przed gabinetem ortopedy. Chodził tam agent, siedział dwie czy trzy godziny w poczekalni i zagadywał: „A co się panu stało, to po wypadku? A wie pan co, mam znajomego, on panu pomoże”. I tak od słowa do słowa masz „sprawę”.

Marek przyszedł do pracy już po tym, gdy media zainteresowały się działalnością EuCO. Na jego szkoleniach do korupcji nikogo nie namawiano, chociaż historie o tym, jak wydobywać dane, krążyły w kuluarowych rozmowach.

– Przecież nawet same pielęgniarki zatrudniane były na agentów. Wiadomo, po co – opowiada. – Ja jeździłem do najróżniejszych przypadków. Do matki, która straciła syna i która nie jest w stanie napisać jednego słowa w oświadczeniu. Do męża, który żonę stracił pięć dni wcześniej. Jeździłem i obiecywałem im pieniądze za życie najbliższej osoby. Tłumaczyłem: „Nie patrzmy na to, że państwo zarabiacie na śmierci. To jest coś, co się wam należy”. Od klientów złotówki nie braliśmy. Swoje zarabiałem dopiero, jak spłynęło do nas odszkodowanie. Umowy pisaliśmy na sztywno na 30 proc. plus VAT. Wtedy wychodziło 36 proc. dla firmy, czyli z każdej wywalczonej złotówki dla nas zostawało 36 gr. I tak musiałeś z klientem negocjować, żeby wywalczyć jak najwyższy procent, bo od tego zależała prowizja twoja i firmy.

NIE MUSIAŁEM PRACOWAĆ

Firma nie żałowała grosza na prowizje. Przez lata jej szefowie przeszkolili ponad 40 tys. agentów. To na tej strukturze opierał się cały biznes.

– Ja zarabiałem ponad 100 tys. miesięcznie, miałem pod sobą ogromną strukturę agentów – chwali się Dawid (imię zmienione). Mężczyzna przez lata przyjaźnił się z założycielami EuCO i ściśle z nimi współpracował. – Jeździłem najnowszym audi RS 6. Nikogo nie okradłem, nigdy nie wziąłem większej prowizji, niż obiecałem. Przecież mam prawo zarabiać! Wy patrzycie tylko na luksusowe samochody, a nie widzicie ludzi, co zapieprzają do nocy. Miałem setki klientów ze wsi i miasteczek, którzy nie spodziewali się, że jakiekolwiek pieniądze zobaczą z odszkodowania.

Każdy z agentów EuCO podpisywał umowę o współpracę. Nie mieli żadnej podstawy, całe ich zarobki pochodziły z prowizji. Im więcej umów przyniósł, tym bardziej rósł jego zysk – maksymalnie do 40 proc. pieniędzy zarobionych przez EuCO. Dodatkowo miejsce w hierarchii wyznaczało to, ile kolejnych osób sam zwerbowałeś do pracy. W ten sposób agenci budowali własne struktury sprzedażowe.

– Ja miałem pod sobą 150 agentów i od każdej przyniesionej przez nich sprawy dostawałem nadprowizję – opowiada nam Marek. – W pewnym momencie nie musiałem już pracować. Ładnie to na wizytówce wyglądało: „kierownik grupy” czy „dyrektor generalny”, ale to było stanowisko tytularne, bo żadnego z nas EuCO nie zatrudniało. A później się pojawił problem, bo tych dyrektorów generalnych kręciło się troszeczkę i prawie każdy dobijał do 40 proc. zysków. Piramidy finansowe są zakazane w Polsce, w związku z tym oparto to na zasadzie multi level marketingu. Ta działalność to była taka…

– Ładna nazwa na piramidę – wtrącam.

– Powiedzmy tak: działalność dopuszczalna prawem.

2 MILIONY ROCZNIE

EuCO dopieszczało agentów, co roku organizowano kongres podsumowujący. Na parking pod kompleksem konferencyjnym nieopodal Rawy Mazowieckiej zajeżdżała flota firmowych porsche i bmw. W podświetlonej na fioletowo sali setki agentów słuchały motywacyjnych przemówień prezesa L. i gości specjalnych, na przykład Briana Tracy’ego – jednego z najlepszych mówców motywacyjnych na świecie albo olimpijczyka Roberta Korzeniowskiego. Z sufitu sypało się złote konfetti, na telebimie wyświetlano fragment „Rocky’ego” z Sylvestrem Stallone’em. Topowym agentom wręczano bokserskie rękawice albo szklane statuetki. Przedstawiciele EuCO, którzy podpisali umowy o największej wartości, wygrywali trzydniowy wyjazd all-inclusive dla dwóch osób do Budapesztu, Pragi czy Wiednia. Szefowie na scenie wręczali im ogromne tekturowe vouchery. Kolejni liderzy dostawali kluczyki do leasingowanego przez firmę bmw serii 3. Nagrody przy owacjach na stojąco wręczały też aktorki, np. Karolina Gorczyca czy Katarzyna Glinka. Na firmowych imprezach pojawiali się aktorzy: Piotr Gąsowski, Krzysztof Materna i Tomasz Karolak, satyryk Rafał Bryndal.

– Najlepsi agenci na scenie snuli opowieści, jak to można w kilka dni zrobić ogromny obrót. No fajnie się człowiek czuje przed takim audytorium – opowiada Marek.

Wieczorem suto zakrapiana kolacja i impreza z DJ-em lub muzyką na żywo. Enej czy inna gwiazda przygrywa ze sceny, a agenci przy wódce i owocach morza wymieniali się historiami o sukcesie.

– Słuchasz gości, że ci głowa wybucha… Człowiek ma dwadzieścia parę lat i dostaje prowizję rocznie rzędu 2 mln zł, buduje w Radomiu willę z basenem podgrzewanym i krytym, a ty myślisz sobie: też tak chcę.

KONIEC ELDORADO

Trzon firmy stanowiła setka najlepszych agentów, którzy w nagrodę od zarządu mogli liczyć nie tylko na bajońskie zarobki, ale też luksusowe wycieczki.

– Jeździliśmy do Tajlandii, do Gruzji na narty, do Portugalii, na Maderę, Wyspy Zielonego Przylądka… Wszędzie 5 gwiazdek, all-inclusive. Koszt takiej wycieczki: 18 tys. zł za osobę. Do tego dofinansowanie do samochodów. Ja miałem audi A4, nówkę z salonu, w leasingu za 3500 zł miesięcznie, z czego 2000 dopłacało mi EuCO. Każdy z tej grupy najlepiej zarabiających praktycznie brał sobie auta jak z rękawa. Ja w pewnym momencie miałem trzy audice. I tego się nie wstydzę, bo taka była praca.

– A ile pan zarabiał w najlepszym okresie?

– Po 40 tys. miesięcznie. Raz 220 tys. miesięcznie dostałem. A ci wyżej ode mnie po 60, po 80, po 150. Takie to były pieniądze.

Eldorado skończyło się kilka lat temu. EuCO przestało płacić nie tylko klientom. Wielu agentów również do dzisiaj nie dostało swoich prowizji.

– Na koniec się pokłóciliśmy, bo mi nie zapłacili faktur za prowizje – opowiada Dawid, bliski współpracownik zarządu. – Dwa lata do prezesa SMS-y wysyłałem, żebyśmy pogadali. To na mnie spuścił swoich menedżerów, żeby mnie po sądach potargali. Czuję się oszukany, bo straciłem z 200 tys. w fakturach i akcjach. I wiem, że już nie zobaczę tych pieniędzy. I klienci też swoich pieniędzy nie zobaczą.

WARSZAWKA

Okazała willa w stylu hiszpańskim wygląda jak z serialu „Sukcesja”. 900 metrów kwadratowych, granitowe ściany, tarasy z widokiem na okazały ogród. Salon, gabinet i kuchnie, a w nich obrazy i rzeźby. Na górze pięć sypialni, a w nich łóżka z wysuwanymi z oparcia telewizorami. Do tego piwniczka na wina, siłownia, sauna i jacuzzi.

Agentka nieruchomości mówi nam, że cały dom jest smart, to znaczy, że urządzeniami domowymi można sterować z telefonu. Wartość nieruchomości? 15 mln zł.

Do niedawna był to prywatny dom Krzysztofa L., założyciela i wieloletniego prezesa EuCO. Dziś willę w Magdalence można wynająć na Bookingu w cenie 3100 zł za noc.

Założyciele kancelarii przez lata dorobili się niebagatelnych pieniędzy. Krzysztof L. w przeszłości pracował w KGHM, zarządzał spółką transportu drzewnego i siecią sklepów odzieżowych. To on wpadł na pomysł, żeby zbudować biznes na walce o wyższe odszkodowania.

Oficjalnie firmę w 2004 r. założył razem z Danielem K. oraz Maciejem S., który w dokumentach widniał jako prokurent. Pracownicy EuCO opowiadali dziennikarce „Uwagi!” TVN, że Maciej S. to szara eminencja w firmie. Dlaczego więc był oficjalnie tylko skromnym prokurentem? Bo jako właściciel poprzedniej firmy z branży medycznej pozostawił długi na ponad 7 mln zł. Jakiekolwiek wyższe oficjalne dochody spowodowałyby ściąganie pieniędzy przez komornika.

W późniejszych latach Maciej S. zasiadał w radzie nadzorczej EuCO. Pensję miał niewielką, od 600 do 5000 zł miesięcznie. Ale narzekać nie powinien. Kontrolowana przez niego spółka Corpor Capital posiadała blisko 30 proc. udziałów w EuCO. Czego nie zarobił na pensji, odbił sobie w dywidendzie za akcje.

Topowy agent Marek tak wspomina swoich szefów:

– Zadaniem Maćka było dbać o sprzedaż. Zawsze przebojowy, zawsze uśmiechnięty, z takim podejściem, że nie liczy się człowiek, tylko kasa. Dla mnie osobiście: cwaniak i hiena. A Krzysiek zarządzał kasą, podejmował wszystkie decyzje. Przynajmniej w teorii, bo ja nie wiem, czy on w ogóle wiedział, co podpisuje i co reprezentuje, jaką odpowiedzialność na siebie bierze. Taki trochę omotany przez Maćka. Później Krzysiek zaczął się orientować i powoli Maćka odsuwać od pewnych rzeczy.

Założyciele firmy sponsorowali akcje charytatywne, przy okazji chętnie fotografując się w towarzystwie Jurka Owsiaka, Agaty Kornhauser-Dudy czy Anny Lewandowskiej. EuCO sponsorowało zawody triatlonowe w Suszu, Sławie i Gdyni, a także igrzyska olimpiad specjalnych.

Od 2016 r. Krzysztof L. na stanowisku prezesa zarabiał co najmniej milion złotych rocznie. Wyjątkiem jest 2020 r., kiedy zarząd wyjątkowo docenił zasługi prezesa L., podnosząc mu pensję z 1,6 do ponad 3 mln zł na rok. Był to czas, kiedy akcje spółki leciały już ostro w dół.

Ale prezesowska pensja to tylko ułamek jego dochodów. Krzysztof L. poprzez należącą do niego spółkę także posiadał 29-proc. pakiet akcji Grupy EuCO.

Przez lata spółka wypłacała sowite dywidendy. Tylko w 2016 r. do akcjonariuszy trafiło 20 mln zł. Blisko dwie trzecie tej kwoty podzielili pomiędzy siebie założyciele EuCO: Krzysztof L. i Maciej K.

Krzysztof L. pokazywał się w coraz droższych samochodach, a także w towarzystwie gwiazd.

– Maciek i Krzysiek potrafili na dwa dni przylecieć do Tajlandii, żeby sobie z nami posiedzieć – wspomina Marek.

– Krzysiek dawał kasę na WOŚP, drużynę UKS przez lata sponsorował, piłkarki ręczne. Wiem, że kupił apartament w Warszawie, dom w Magdalence. Od kiedy wyjechał do Warszawy, to już w ogóle kontaktu z nim nie było. Warszawka. I teraz żyje w tym. Fascynacja gwiazdami, dużymi chatami. Krzyśkowi zależało na splendorze – mówi dawny przyjaciel Dawid.

Z Kolei Maciej K. chwalił się sukcesami sportowymi, na przykład udziałem w triatlonie Iron Man na Hawajach. Kupił też za potężne pieniądze zabytkowy jacht „Polonez”. Od pracowników stoczni w Szczecinie, gdzie dawniej wodował „Polonez”, słyszymy, że jacht nie pływa już po zimnych bałtyckich wodach.

Maciej K. wynajmował też willę nad brzegiem jeziora, nieopodal Legnicy. Od lat tam jednak nie mieszka. Od jego sąsiadów słyszymy, że założyciel EuCO na miejsce do życia wybrał Teneryfę.

– I teraz dobrze sobie żyje? – pytamy Dawida.

– No oczywiście. Przez 15 lat mieli świetnie prosperującą spółkę, która przynosiła pieniądze. Człowiek zaoszczędził, zarobił, miał prawo sobie kupić mieszkanie na Teneryfie.

Po latach drogi ojców EuCO się rozeszły.

MINUS 20 MILIONÓW

Wartość akcji spółki zaczęła systematycznie zjeżdżać w dół już od 2017 r.

W 2016 r. zysk netto Grupy Kapitałowej EuCO wyniósł ponad 27 mln zł. Rok później już tylko 14,2 mln zł. Dochody spółki spadały przez kolejne lata, by w 2021 r. runąć do poziomu minus 20 mln.

Marek twierdzi, że pierwsze niepokojące sygnały o zbliżających się kłopotach pojawiły się w EuCO już kilka lat temu. Firma zaczęła traktować mniej intratne sprawy po łebkach.

– To, co jest atutem firmy, czyli własna kancelaria radców prawnych, przeznaczone było tylko dla klientów, którzy przynosili największe odszkodowania. Duże sprawy były pieszczone od A do Z. Natomiast w mniejszych sprawach firma korzystała z usług substytuta, czyli wynajmowali na miejscu jakiegoś radcę prawnego bądź adwokata. Dochodziło do sytuacji, że mi klient z sądu dzwoni, że stoi przed drzwiami, a nie ma radcy prawnego. Okazywało się, że zapomniał – opowiada Marek.

Jak już wiemy, nawet jeśli EuCO wywalczyło pieniądze od ubezpieczalni, to klienci nie mogli być pewni, kiedy odszkodowanie trafi na ich konto.

Nasi informatorzy wskazują, że zarząd EuCO obracał pieniędzmi, które w ciągu 14 dni powinny trafić do klientów. Pieniądze były wykorzystywane między innymi do inwestycji w spółki zarejestrowane za granicą.

– Jakbym od pana pożyczył 100 tys. zł na 14 dni, a oddał po 90 dniach, to pan byłby zadowolony, że w końcu je oddałem. A ja przez ponad 60 dni obracałem tymi pieniędzmi. A jak klient był upierdliwy, to mu się coś tam wypłacało – tłumaczy Marek.

Dawid dodaje: – Są różne sposoby księgowania dokumentów. Jak pan ma proces za 3 mln, to wedle międzynarodowych systemów rozrachunkowych może sobie pan te 3 mln wpisać w przychód, choć pan tej sprawy jeszcze nie wygrał. Pytanie, czy my tę sprawę faktycznie wygrywamy, a jeśli nie, to czy korygujemy dochód. Moja hipoteza jest taka, że firma zawyżała wyniki finansowe, bo z nich wypłacane są dywidendy i nagrody. A tych pieniędzy wcale tak dużo nie było. Jak zarabiamy i wydajemy na dywidendy i wypłaty dla zarządu – to super, mamy do tego prawo. Gorzej, jak zysków nie ma, ludziom się nie wypłaca pieniędzy, a zarząd podwyższa sobie wynagrodzenie o 100 proc. Albo się pompuje zyski po to, żeby brać dywidendę. No to to już jest skurwysyństwo. Zdarzały się nietrafione inwestycje, jak oddziały w Czechach, na Słowacji, na Węgrzech.

Europejskie Centrum Odszkodowań kilkukrotnie wydało potężne kwoty na zakup większościowych pakietów akcji lub udziałów w spółkach, które należały do założycieli EuCO, Krzysztofa L. i Macieja S.

Na przykład: w 2014 i 2016 r. EuCO zainwestowało łącznie 20 mln zł w spółki zarejestrowane na Cyprze. Prezesami spółek byli Krzysztof L. i Maciej S.

W 2017 r. EuCO nabyło akcje spółki EuCO Car za ponad 28 mln zł. Większościowymi udziałowcami EuCO Car (poprzez inne spółki) byli Maciej S. i Krzysztof L. W 2022 r. wartość samochodowej spółki wynosiła już tylko 8 mln zł.

Ze sprawozdania giełdowego wynika, że w 2022 r. grupa EuCO za 7,6 mln zł nabyła udziały w spółce KMN Inwestycje. W tym czasie EuCO miało już poważne kłopoty finansowe. W przeszłości właścicielami KMN (poprzez kolejną spółkę) byli Krzysztof L. i Maciej S.

Zapytaliśmy zarząd spółki o te inwestycje. W odpowiedzi przeczytaliśmy, że spadek wartości EuCO Car spowodowała pandemia. Inwestycje w spółki cypryjskie to zaś efekt „szukania możliwości rozwoju, także poza granicami kraju”.

Krzysztof L. zasiada dodatkowo w zarządzie lub prezesuje w sumie kilkudziesięciu firmom w Polsce i za granicą. Siedziby sześciu z tych podmiotów zarejestrowane są w Warszawie. Odwiedziliśmy te miejsca.

Spółki Krzysztofa L. stamtąd znikły albo nikt o nich nie słyszał.

EuCO wciąż prowadzi działalność odszkodowawczą, tyle że pod zmienioną nazwą. Nowa spółka nazywa się ANOS. Spotkaliśmy się z agentem ANOS-a, który wcześniej przez kilkanaście lat pracował w EuCO. Udawaliśmy klientów, którzy walczą o odszkodowanie z wypadku. Agent zapewniał nas, że jego firma i on sam nie ma nic wspólnego z EuCO.

PREZES PROSI O KREDYT

Dzwonimy do byłego prezesa Krzysztofa L. Chcemy zapytać, dlaczego EuCO kupowało spółki zarejestrowane na niego. Jak się czuje z tym, że wypłacał sobie ponad 3 mln zł pensji w czasie, gdy jego klienci czekali na 10 tys. odszkodowania, by zapłacić za leczenie?

Krzysztof L. nie chce z nami rozmawiać. Podobnie Maciej S.

Założyciel i wieloletni prezes EuCO opuścił swoje stanowisko w listopadzie 2022 r.

W siedzibie EuCO w Legnicy spotykamy się z nową prezes Renatą Sawicz-Patorą. W firmie pracuje od 14 lat. Do tej pory zajmowała się rozwojem zagranicznym firmy oraz odpowiadała za obsługę szkód. Zarządza całą grupą kapitałową EuCO, podlega jej również spółka ANOS.

Kilkukrotnie zadajemy pytanie: dlaczego EuCO nie przelało odszkodowań na konta 2 tys. klientów od razu, kiedy tylko pieniądze z ubezpieczalni trafiły na firmowe konto? Prezes Sawicz-Patora unika odpowiedzi. Mówi, że dziś ważniejsze jest, co zrobić, żeby te pieniądze jednak do klientów trafiły.

– Nasza intencja jest taka, żeby spłacić wierzycieli fizycznych w 100 proc. Firma robiła wszystko, żeby swoją działalność prowadzić w sposób rzetelny i uczciwy – mówi Renata Sawicz-Patora.

Podkreśla, że obecnie firma wprowadziła podzieloną płatność – co oznacza, że dzisiaj ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie bezpośrednio na konto klienta, a do EuCO trafiają jedynie odsetki. Nie wyjaśnia jednak, dlaczego takiego rozwiązania nie wprowadzono lata temu.

Pytamy, na co wykorzystywane były pieniądze klientów, którymi spółka obracała. Również nie odpowiada na nasze pytanie, mówi tylko, że spółka prowadziła działalność tak, żeby uzyskać płynność finansową. Klienci od czasu pandemii dostali na swoje konta prawie 170 mln odszkodowań dzięki ich pracy.

Zapewnia, że do problemów finansowych spółki doprowadziły pandemia, wzrost stóp oprocentowania kredytów, finansowe problemy spółki rumuńskiej (zarząd rumuńskiego oddziału EuCO odszedł z firmy, zabierając ze sobą struktury sprzedażowe i część spraw). Prezeska nie wspomina, że wartość EuCO zaczęła spadać już w 2017 r. A jeszcze w 2021 r. zarząd zapewniał akcjonariuszy, że działalność spółki mimo pandemii przebiegała bez zakłóceń.

– I zarząd nie ma sobie nic do zarzucenia?

– Uważam, że spółka była zarządzana bardzo dobrze.

Opowiadamy o willi prezesa L., o jachtach, porschakach i drogich zlotach EuCO. Pytamy o bajeczne zarobki byłego prezesa i zarządu.

Renata Sawicz-Patora odpowiada nam na to, że poprzedni prezes z własnych pieniędzy przelał 5 mln zł, żeby ratować firmę. Ona wynagrodzeń byłych przełożonych nie sprawdzała, jest jednak przekonana, że zarząd podejmował najlepsze decyzje dla firmy i klientów. Spółka przez wiele lat prowadziła bardzo dochodową działalność, osoby, które w niej pracowały, miały więc prawo uzyskiwać wynagrodzenie i korzystać z pieniędzy tak, jak miały ochotę.

Pytamy, czemu agent ANOS-a okłamał nas, twierdząc, że nie ma nic wspólnego z EuCO. Prezes wyjaśnia, że formalnie agenci nie są pracownikami firmy, a ona tej sytuacji komentować nie zamierza, bo nie wie nawet, czy mówimy prawdę.

Pytamy, czy pani prezes ma jakiekolwiek etyczne wątpliwości co do tego, jak jej firma prowadzona była przez lata. Sawicz-Patora z uśmiechem pokazuje gabinet pełen serduszek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Przypomina, że spółka wydała ponad 6 mln na cele charytatywne.

– Ile pani teraz zarabia?

– Moje wynagrodzenie jest mało ważne. Ważne jest to, że mam serce do walki, chcę tę firmę wyprowadzić i uważam, że jest to realne.

– A co by pani prezes powiedziała tym ludziom, którzy czekają na pieniądze?

– Proszę o kredyt zaufania.

KLIENCI WCIĄŻ CZEKAJĄ

Przepisy regulujące działalność kancelarii powstały w zeszłej kadencji w Senacie, ale utknęły w rządowych konsultacjach. W obecnej kadencji nikt do nich nie wrócił. Żaden nowy projekt ustawy nie powstał do dzisiaj.

Trwa postępowanie restrukturyzacyjne EuCO według zatwierdzonego przez sąd w Legnicy planu.

Prokuratura Regionalna we Wrocławiu prowadzi śledztwo w sprawie przywłaszczenia pieniędzy klientów przez przedstawicieli EuCO. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.

Maciej S. i Krzysztof L. nadal zasiadają w zarządzie spółki.

Dwa tysiące klientów wciąż czekają na swoje pieniądze.

Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione

Reportaż „Superwizjera” TVN „GDZIE SĄ PIENIĄDZE Z ODSZKODOWAŃ?” można zobaczyć w sobotę 30 września o godz. 20.00 na antenie TVN 24 oraz we wtorek 3 października o godz. 23.30 w TVN

wyborcza.pl

Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sprawdź również
tagi